Polki poznają Macedończyków
Po śmierci Stalina Socjalistyczna Federacyjna Republika Jugosławii utrzymywała dobre stosunki z krajami bloku wschodniego. Jej obywatele jeździli do pracy, na wymiany naukowe i stypendia do NRD i Czechosłowacji. Również Polska miała dobre kontakty z Jugosławią. Kwitła współpraca gospodarcza i naukowa. Jugosłowianom, którzy „zarabiali w markach”, PRL jawił się jako raj – niskie ceny, piękne dziewczęta, sympatyczni kompani do zabaw. Nic dziwnego, że do dziś wielu Macedończykom szklą się oczy na wspomnienie wakacji, staży czy zorganizowanych wizyt w zakładach pracy w Polsce. Z drugiej strony bułgarskie „Złote Piaski” czy plaże Chorwacji w okresie letnim przyciągały tłumy Polaków. Wakacyjna atmosfera i stosunkowo łatwa komunikacja między Słowianami, a także urok osobisty Polek i osławiony czar Jugosłowian doprowadziły do wielu romansów. Część z nich przetrwała lata.
Ja wracałam wtedy z ćwiczeń medycznych, parazytologii bodajże. To były ćwiczenia dość późno, bo było dużo grup na medycynie w tym okresie. No i wracam późną porą tramwajem jadącym ulicą Piotrkowską. Wtedy jeszcze tam tramwaje chodziły. No i patrzę – biegnie ktoś za tramwajem. Już ruszył cały tramwaj z przystanku, ale ktoś bardzo biegnie. Tak strasznie, że ja cały czas tylko myślę: „złapie, nie złapie, złapie się, nie złapie, załapie się czy nie”. No i w końcu maszynista troszkę zwolnił i oczywiście pan – w długim płaszczu, kapelusz w ręku, przystojny – siada naprzeciwko mnie. I oczywiście cały zadyszany, przeprasza mnie, że jest bardzo zmęczony, ale bardzo się spieszył do tego wagonu, do tego właśnie tramwaju, bo to prawdopodobnie ostatni. Nie wiem, czy to był ostatni, czy nie, w każdym razie tak dojechaliśmy do Lumumby i tam on wysiadł i ja wysiadłam. Ja mieszkałam w domu studenckim, on też. No i tak się nawiązała nasza pierwsza znajomość.
To znaczy to on mnie właściwie spotkał. Poszłyśmy z wychowawczynią razem na śniadanie do restauracji koło kempingu. I on widzi – cała grupa, idą dziewczyny, jeszcze ze szkoły średniej. I on: „Chyba cię znam? Ty jesteś Kasia, Basia, Jola!”. Ja miałam koleżanki: Kasie, Basie i wszystkie takie Jole i Danusie były, ale no Henryki to raczej na pewno nie… Poszedł do wychowawczyni mojej i że on bardzo prosi mnie i moją koleżankę, żeby z nami tam wyjść gdzieś na lody, na sok. Że o 11 wieczorem to on nas przywiezie z powrotem, nie ma kłopotu. No i on dostał zezwolenie od naszej wychowawczyni – tak ją oczarował! Niesamowity typ w ogóle. Tak, że to taka znajomość.
I później po 2–3 tygodniach przyjechał do Polski. Spotkał się z moimi rodzicami… I wyjechał. A później, to tak właśnie: jak przejeżdżał gdzieś przez Polskę znowu, to wpadł. I to naprawdę na 3–4 godziny, żeby się zobaczyć ze mną, z moimi rodzicami. Pogadać ze wszystkimi, po prostu. I… znowu jechał. Tak, że to były takie…
Po czwartym roku studiów on mi zaproponował, żeby lepiej się poznać. No bo jak się można poznać przez telefon, czy wpadając na kilka godzin. No i pojechaliśmy razem nad morze do Rowinia. I od razu, pierwszego dnia, jak dotarliśmy, przy kawie… od razu mi zaproponował małżeństwo. Od razu! „Czekaj, czekaj! Przecież to tak od razu nie można powiedzieć tak, czy nie! Przecież ja ciebie tak w zasadzie nie znam na co dzień, no jak to?” – powiedziałam. A on: „No, ja ciebie spytałem! Drugi raz nie spytam, żebyś wiedziała!”.
Małgorzata Czyżewska, Magdalena Turkowska
Artykuł pochodzi z wystawy Polskie ślady w Macedonii, będącej uzupełnieniem historii zebranych na stronie www.polacywmacedonii.net.
Projekt zrealizowany przez Stowarzyszenie Pracownia Etnograficzna im. Witolda Dynowskiego. Projekt finansowany ze środków finansowych otrzymanych od Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu na realizację zadania „Współpraca z Polonią i Polakami za granicą”.